Od kilku dni panuje burza w mediach na temat Tomasza Mackiewicza. Wraz z Elisabeth Revol udał się na szczyt Nanga Parbat, jeden z najtrudniejszych na świecie.

zdjęcie Tomasza Mackiewicza

Z Himalajami nie ma przelewek. Życie tam straciło już koło 800 osób od momentu kiedy próbowano pokonać 8000 metrów, a więc gdzieś od XIX wieku. Nanga Parbat jest dziewiątym szczytem pod względem wysokości na świecie. Dopiero w 2016 udało się go zdobyć zimą. Na Nanga Parbat zginęło już ponad 60 osób co doskonale obrazuje trudność tego szczytu.

Góry to dla nich pasja, to całe życie.
Ci ludzie niekiedy nie mogą inaczej funkcjonować, duszą się bez tego. Na górze chcą często poczuć się wolni, chcą zdobywać i dokonywać rzeczy z pozoru niemożliwych.

Rodzina vs pasja
Wiele osób zarzuca osobom chodzących po takich górach, że narażają życie i mogą zostawić rodzinę bez ojca. To prawda, ale czy żona o tym nie wie/nie wiedziała co robi biorąc ślub? Raczej wiedziała za kogo wychodzi, więc to na dobrą sprawę ich sprawa, dlaczego obcy ludzie chcą tak bardzo mówić innym jak mają żyć? Skoro ona to akceptuje to co innym do tego, każdy postrzega świat inaczej i ma inne wartości i potrzeby. Dla jednego najważniejsza jest pasja, dla innego rodzina, a dla kogoś pieniądze hue hue. Brutalne może, ale jednak prawdziwe.

Nieodpowiedzialność czy wielki wyczyn
Czy osoba zdobywająca taką górę osiągnęła coś dla ludzkości, poprawi się nam od tego życie, coś wynalazła, przyczyniła się do jakiegoś rozwoju? Hmm no raczej nie, co innego może gdyby to była pierwsza osoba na tym szczycie lub robiono to w celach naukowych. Jest to więc wyłącznie zaspokojenie Swojej ciekawości i potrzeb. To czy dana osoba chce umrzeć za swoją pasję to raczej powinien być tylko i wyłącznie jej wybór. Zawsze można przespać całe życie pod ciepłą kołderką i przewegetować, a na starość żałować, że życie nam uciekło, a my tak naprawdę nie mamy się czym pochwalić. Nie mówię o pięknych fotkach na Facebooku, ale dla nas siebie. To my możemy za parę lat sami odczuwać niedosyt w naszym szarym i ponurym życiu.

Kto nie ryzykuje ten nie ma. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Te cytaty mówią wiele. Zobaczmy zresztą na większość wynalazków, większość odkrywców, często by coś osiągnąć trzeba postawić na jedną kartę. Nie byłoby takiej rozwiniętej cywilizacji dzisiaj gdyby nie ryzyko, nawet założenie firmy już niesie ze sobą ryzyko i wiele osób odpuszcza na starcie, a co dopiero np. wyprawa przez Atlantyk.

Z innej strony czy mając dzieci nie powinno się troszkę nasze życie zmienić i nie powinniśmy zrezygnować na ich rzecz nawet z tego co czasem kochamy? Jest piękny cytat – Tylko życie poświęcone innym jest warte przeżycia.

Odwaga czy głupota?
Bohaterami są z pewnością ratownicy takich osób. Dla nich należy się wielki szacunek, bo to oni ratują życie narażając przy okazji swoje. Czy zdobywanie najniebezpieczniejszych szczytów to odwaga czy głupota? Nie da się na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Ktoś może być bardzo odważnym, ale tam nie pójdzie, bo w jakim celu skoro to nie jego pasja? Z drugiej strony wystarczy nawet spojrzeć na filmy z wypraw by uzmysłowić sobie, że pierwsza lepsza osoba tam nie wejdzie, nawet nie spróbuje, więc tak, na to trzeba na pewno sporo

odwagi. Czy jest to natomiast głupotą? W pewnym sensie jest, tak samo jak jazda 400km/h samochodem (zakładając, że na drodze nie stwarzamy niebezpieczeństwa). Wtedy jak powiemy o takiej osobie? Hmm… niech pomyślę… debil? Kretyn? Dawca organów? Dlaczego nie człowiek odważny czy bohater? On przecież też kocha jazdą samochodem i to dla niego pasja. Widok gór może jest dla niego gorszy niż widok kierownicy, a prędkość dostarcza mu większej adrenaliny niż wysokość? Warto to przemyśleć. Inny przykład – czy będziecie podziwiać osobę, która wypije jednym łykiem 0.7l wódki lub będzie uczestniczyć w zawodach, które polegają na wypiciu jak największej ilości alkoholu? Ok… pewnie znajdą się tacy, dla których to jakieś osiągnięcie;] Niemniej jednak tu też mamy wielkie ryzyko odejścia z tego świata.

Warto też w tym miejscu przytoczyć jeden z komentarzy (czy prawdziwy tego niestety nie wiem, mimo to warto przeczytać). Jest to komentarz użytkownika Prawdomowny opublikowany 28 stycznia o godz. 22:42 pod artykułem „Dlaczego nie byli ubezpieczeni” opublikowanego na portalu teklak.pl:

„Zbiórka zbiórką, Kasa kasą – chuj mi do tego kto, ile i na co daje. Napiszę z innej perspektywy. Jestem synem człowieka, który na niejeden ośmiotysięcznik wchodził – na jeden wszedł i zginął. Chodziłem wtedy do podstawówki. I nie będę pisał o żadnym bohaterstwie mojego ojca. Wystarczająco nasłuchałem się tych wszystkich bredni na ulicy, w szkole, od urzędników, którzy widzieli moje nazwisko i z odmętów pamięci przypomnieli sobie o moim ojcu – chcąc mi sypnąć komplementem – słyszałem tysiące razy jakim to był wielkim bohaterem i jaką potężną miał odwagę. Chuja miał – nie odwagę. Chujem był a nie bohaterem. BOHATEREM była moja matka! Dopóki nas nie było na świecie razem wspinali się tu tu to tam. Obietnica była jedna – przychodzi dziecko na świat – odstępujemy od tego sportu w wymiarze ekstremalnym. I przychodzę na świat. Jest siermiężny PRL. Po co bawić się w kartki i kolejki, po co użerać się z bachorami, na chuj z tym wszystkim. I spierdolił. Mój ojciec był tchórzem ponad tchórze. Zostawił nas z tym wszystkim. Zostawił nas z traumą o której nawet głośno nie można powiedzieć – bo przecież był bohaterem! W imię czego bohaterem? W imię własnych ambicji które były ważniejsze niż dzieci? Na co szedł hajs? Na książki, zeszyty, ubrania, jedzenie? Zwykle pierdolenie – chodziłem w szmatach do szkoły, żarłem mortadele na która matka ledwo zarobiła biegając od jednej roboty do drugiej, z drugiej o trzeciej (i byłem szczęśliwy dzięki miłości matki). A on kartki sprzedawał by mieć na sprzęt. W dupie miał wszystko. Po co to piszę? Mackiewicz zostawił dzieci. Będą żyły z tym samym piętnem z którym ja i moje rodzeństwo borykaliśmy się tyle lat. I niech to będzie komentarz do jego bohaterstwa. Kocham góry ponad wszystko – ale kocham je mądrze i ta miłość to miłość przekazana dzięki matce. Wspinam się, ale nigdy nie narażę swojego życia w imię czczego bohaterstwa, w zapomnieniu dla rodziny i wartości, które powinny być nadrzędne dla każdego rozsądnego człowieka. Wychować dziecko – to jest bohaterstwo, odpowiedzialność to jest bohaterstwo – a nie wpierdolenie się na 7 tysięcy bez tlenu. Samobójstwo w imię dwóch zdań na wikipedii i jakiejś płaskorzeźby w bliżej nieokreślonej lokalizacji, w imię szyby wkutej w bloku mieszkalnym, w imię nazwy szkoły, której młodzież ma w dupie kim był patron, w imię jakiejś nazwy ulicy i bestialsko pojebanej gloryfikacji. I teraz walka z mitem – po co wchodzą na ośmiotysięczniki? Po co akurat tam? Dla pokonania własnych słabości, walki z ograniczeniami? Ściema kurwa. Ja Wam powiem po co mój ojciec to robił. By zaistnieć, by zapisać się na „kartach historii”, z nonszalancji, chujowo rozumianego splendoru, bo zwyczajnie w innych dziedzinach był zerem. Palił, pił – sportowiec. Przecież można wchodzić na o wiele mniejsze góry – nadal niebezpieczne – ale? No własnie nikt się takim wejściem nie interesuje. Na Mont Blanc wchodzą tabuny Januszów jak po browara w Biedronce. I tam „chwały” nie będzie. No chyba ze wszedłby boso. Mocarz bez tlenu wchodzi na Nanga Parbat i zostawia dzieci – i ja a takie bohaterstwo podziękuję.”

Jestem troszkę zniesmaczony wypowiedzią znanej alpinistki Vanessy O’Brien na Twitterze.

tweet alpinistki vanessy obrien

Może i jej osiągnięcia są ogromne w tej „branży” niemniej jednak trzeba podejść do tego racjonalnie – mało kto narazi życie dla innego, jeśli szansa na uratowanie wynosi tylko kilka procent… o ile taka w ogóle jeszcze istniała. Ciekawe ile ta pani ma na koncie uratowanych osób, chciałbym to wiedzieć i czy taka chętna jest zawsze do pomocy.

Co do zarzucania np. Pakistańczykom, że akcja ratunkowa mogła odbyć się wcześniej, ale chcieli pieniądze z góry. Wiele głosów twierdzi, że jak można stawiać wyżej finanse od ludzkiego życia. Przepraszam, ale czy ludzie decydujący się tam jechać nie biorą tego pod uwagę, że może się tak stać? Wiedzą o tym doskonale i moim zdaniem zamiast zwalać winę jeden na drugiego powinno się na takie możliwości ubezpieczyć np. przez wcześniejsze dobrowolne zbiórki, nie dopiero w momencie wypadku. W internecie ludzie chętnie wspierają takie akcje podróżnicze i wyprawy, więc spokojnie można uzbierać.

Śmierć Tomka strasznie podzieliła ludzi, tyle jadu już dawno nie widziałem w internecie. Może jednak ta śmierć powinna wymusić na nas refleksje nad życiem, a nie służyć wojenkom przez kabelek? Pomyślmy także co musi czuć rodzina widząc te wszystkie krytyczne wpisy, szczególnie te wywlekające alimenty i tym podobne prywatne rzeczy. Szanujmy się nawzajem bez względu na opinie, a pisząc je spróbujmy chociaż zrozumieć drugiego człowieka.

Pokaz to swoim znajomym!
Share